Obraz Ecce Homo

KRÓLU NIEBIOS, CIERNIEM UKORONOWANY, UBICZOWANY, W PURPURĘ ODZIANY, KRÓLU ZNIEWAŻONY, OPLWANY, BĄDŹ KRÓLEM I PANEM NASZYM TU I NA WIEKI.
AMEN.

Modlitwa św. Br. Alberta

HISTORIA

Zanim Adam Chmielowski podjął decyzję o wstąpieniu do zakonu jezuitów, zaczął malować we Lwowie w 1879 r. obraz przedstawiający ubiczowanego Chrystusa. Według przekazów rodziny, miał mu pozować do tego obrazu jego kuzyn, Bolesław Krzyżanowski. Wizerunek ten malował z przerwami, bardzo długo. Wiemy ze wspomnień Braci Albertynów, że miał go ze sobą, niewykończony w Krakowie, w mieszkaniu na Skałce. Mimo niewykończenia obraz robił na widzu głębokie wrażenie; bracia odprawiali przed nim rozmyślania, a metropolicie obrządku greckokatolickiego Andrzejowi Szeptyckiemu tak bardzo się spodobał, że Brat Albert, zniewolony jego naleganiami, musiał mu go podarować, wykończywszy go uprzednio - jak się sam wyraził – „po rzemieślniczemu”. Oto jego własne słowa: „Obszedłem się z tym obrazem jak partacz ostatni, lecz tak mnie molestował metropolita, że aby mieć spokój, dokończyłem go po rzemieślniczemu”.

Obraz jest istotnie niezupełnie wykończony. Przemawia jednak wyjątkową głębią wyrazu. Metropolita Andrzej Szeptycki zauważył, że obraz Ecce Homo jest nowym przedstawieniem Serca Pana Jezusa. Brat Albert zdeformował trochę ramię Chrystusa. Czerwony płaszcz opada z ramion tak, że zarysowuje na ubiczowanej piersi Zbawiciela olbrzymie serce. Cały Chrystus zamienia się w serce - zbiczowane Serce Jezusa.
Ten najlepszy z obrazów św. Brata Alberta pozostał we Lwowie. W 1939 r. znalazł się na Wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie. Szeptycki, pod koniec swego życia przekazał go do Muzeum Archidiecezjalnego pod opiekę studytów - mnichów bazyliańskich. Według relacji Brata Starszego Bonawentury Mroza, bracia albertyni prosili metropolitę o odstąpienie im tego obrazu, ale odmówił, ofiarując w zamian jego kopię (nie wiemy, czy udaną). Bracia, po wojnie opuszczając w pośpiechu Lwów, kopii tej ze sobą nie zabrali. Studyci zostali rozproszeni, a zbiory archiwalne dostały się do Muzeum Sztuki Ukraińskiej we Lwowie przy ul. Drahomanowa.

Po II wojnie światowej nikt nie wiedział, co się stało z obrazem Ecce Homo. Można było przypuszczać, że został zniszczony w zawierusze wojennej przez sowietów. Siostry albertynki próbowały różnych sposobów, by go odnaleźć, jednak bezskutecznie. We Lwowie mieszkała wychowanka sióstr, Olga Moskalewicz, z którą siostry nawiązały kontakt. Ona to, 7 lutego 1972 r przekazała wiadomość, że po długich poszukiwaniach odnalazła obraz w Muzeum Ukraińskim i zorientowała się, że istnieje możliwość odzyskania go przez Zgromadzenie Sióstr Albertynek. Obraz ten jako religijny, dla muzeum nie przedstawiał żadnej wartości, więc dyrektor wyraził chęć zamiany go na jakieś inne dzieło ukraińskiego malarza, np. Iwana Trusza. W trakcie poszukiwań okazało się, iż w DESIE znajdował się obraz tego malarza; przedstawiał krajobraz - cyprysy na tle zachodzącego słońca. Wyszukał go o. Władysław Kluz OCD i zakupił 4 sierpnia 1972 r.
W lutym 1976 r. siostry otrzymały od pani Olgi ze Lwowa kolorowe zdjęcia i diapozytywy obrazu Ecce Homo. W marcu 1976 r. doc. Helena Blumówna i mgr Barbara Domańska oceniły obraz Trusza jako autentyczny i wartościowy. Dnia 5 marca 1976 r. siostry albertynki wysłały do radzieckiego Ministerstwa Kultury i Sztuki list polecony w sprawie wymiany obrazów. Dołączono fotografie obydwu obrazów oraz oświadczenie z Muzeum Narodowego w Krakowie.
2 kwietnia 1976 r. siostry otrzymały wiadomość ze Lwowa, że sprawa wymiany obrazów jest aktualnie omawiana. Dnia 13 lipca 1978 r. na wiadomość otrzymaną od pani Olgi zawiozły obraz Trusza do Warszawy i oddały go w Ministerstwie Kultury i Sztuki w ręce Jarosławy Szczepańskiej, która została wydelegowana do Lwowa w celu dokonania wymiany i przywiezienia obrazu Ecce Homo. Po udanej wymianie, 20 lipca 1978 r.- nie bez kłopotów i przygód - pani Szczepańska dotarła z obrazem 21 lipca do Przemyśla, gdzie skrajnie wyczerpana zatrzymała się w domu sióstr albertynek. Przekazanie obrazu miało miejsce następnego dnia, kiedy przybyły siostry z Krakowa i z wielką wdzięcznością odebrały cenną relikwię.

W Krakowie, dnia 21 lipca 1978 r. o godz. 18.00 odbyło się uroczyste powitanie obrazu przez ks. bpa Albina Małysiaka i siostry albertynki zebrane w Domu Generalnym Zgromadzenia. 3 marca 1979 r. bardzo zniszczony obraz oddano do konserwacji, której dokonała Irena Dąbrowska, b. kustosz Muzeum Narodowego w Krakowie.

Aktualnie obraz znajduje się w ołtarzu głównym w Sanktuarium Ecce Homo Świętego Brata Alberta w Krakowie, przy ul. Woronicza 10 przy Domu Generalnym Zgromadzenia Sióstr Albertynek
Wizerunek Chrystusa Ecce Homo swą głębią wyraża duchową drogę Brata Alberta, od Adama - artysty malarza do Ojca Ubogich. Jest najwybitniejszym dziełem artystycznym Adama Chmielowskiego, ale stanowi przede wszystkim wyraz jego zmagań o autentyczną, ewangeliczną miłość Boga i bliźniego. Zmagań, które zakończyły się oddaniem swego życia Bogu w służbie najbiedniejszym i najbardziej poniżonym bliźnim. W zdeprawowanych twarzach żebraków i włóczęgów Brat Albert dostrzegł znieważone Oblicze Chrystusa. Doświadczywszy tego zrozumiał, że swojego obrazu na płótnie już nie dokończy, lecz będzie odnawiał wizerunek Boga w człowieku zdeprawowanym i odepchniętym przez innych.

WIERSZE

ECCE HOMO
Marek Skwarnicki

Najpiękniejszy z ludzkich synów
Jezu Chryste miłosierny
Twa korona nie z wawrzynu,
lecz z raniących czoło cierni.
Płaszcz królewski nie z soboli,
ale Twojej krwi szkarłatu.
Oto człowiek, co z miłości
ofiarował życie światu.

Najpiękniejszy z ludzkich synów
berłem Twoim krucha trzcina,
bo objawił Bóg w słabości
moc i chwałę Swego Syna.
W ludzkim bólu Pan obecny
stał się bratem dla nędzarzy.
Ecce Homo – Król cierpiących,
Swoim sercem nas obdarzył.

ECCE HOMO
s. Mirosława Korpińska

O Jezu, Zbawco nasz Królu,
w koronie z cierni i Krwi,
z płonącym sercem miłością,
choć ból w Nim straszliwy tkwi.

Wzgardzony, zdradzony Boże,
o "Ecce Homo" bez win,
bądź miłosierdziem dusz naszych,
przebacz nam grzechu zły czyn.

W pokorze hołd Ci składamy,
bądź Królem i Panem nam,
obdarz nas chlebem miłości,
i króluj w sercach Ty sam.

Niech Twe Oblicze najświętsze
wskazuje nam ludzką twarz,
byśmy wierzyli o Chryste,
że w bólu człowieczym trwasz.

SPOTKANIE
Assumpta Faron

W kościółku ECCE HOMO
mrok gęsty i milczenie,
nawet czerwona lampka
migać przestała,
przygasł wątły płomyczek ...
Chrystus nad ołtarzem
samotnie cierpi
ubiczowany,
cierniem uwieńczony,
z berłem trzcinowym
na urągowisko...
Samotny,
choć dla człowieka
oddał wszystko ...
czeka ...

GODZINKI
s. Agnieszka Koteja ZSAPU
O CHRYSTUSIE CIERPIĄCYM „ECCE HOMO”
ukazanym w obrazie św. Brata Alberta

HYMNY

JUTRZNIA

„Ecce Homo – oto Człowiek”,
Piłat wskazał Go ludowi.
Stwórca nieba, Król miłości
przed sąd ludzki postawiony.

Syn przedwieczny Przedwiecznego,
który włada przestworzami,
przyjął trudny los człowieka,
chciał zamieszkać wśród wygnanych.

Dziś Go swoi osądzają,
słowa prawdy znieść nie mogą;
odrzucają niepojętą
moc w słabości utajoną.

Królu cierniem uwieńczony,
znieważony i oplwany,
cały się zamieniasz w Serce…
Króluj nam, bądź naszym Panem.

LAUDES

„Oto Człowiek” – Syn Człowieczy
przeszedł ziemię czyniąc dobro
siadł przy stole pośród grzesznych,
zlęknionego przyjął nocą.

Wzruszył się na widok wdowy,
żegnającej jedynaka,
w ludzkim smutku nam podobny
nad Łazarza śmiercią płakał.

Dzisiaj na Osądzanego
bliscy patrzą z tak daleka;
uzdrowiciel, dobroczyńca
stoi sam – „nie ma człowieka…”

Królu cierniem uwieńczony,
znieważony i oplwany,
cały się zamieniasz w Serce…
Króluj nam, bądź naszym Panem.

PRYMA

„Ecce Homo” – to jest Człowiek,
mówi Piłat zastraszony;
by odmienić wolę ludu
chce go wzruszyć tymi słowy.

„Może litość się obudzi
pośród tłumu wzburzonego,
może dojrzą w Skatowanym
ludzką twarz bliźniego swego”.

Lecz Go swoi odrzucają,
nie chcą brata mieć w Skazańcu,
głośno „krzyżuj Go!” wołają,
krzykiem wyrok wymuszając.

Królu cierniem uwieńczony,
znieważony i oplwany,
cały się zamieniasz w Serce…
Króluj nam, bądź naszym Panem.

TERCJA

„Ecce Homo – czy to człowiek?
Do człowieka niepodobny...”
Robak lichy, za nic miany,
z woli nieba tak zmiażdżony?

Czy to człowiek? – tak odarty;
płaszcz ramiona Mu osłania,
pierś odkryta poraniona,
biczem ciężkim przeorana”.

A my nadal Go sądzimy
po pozorach i po szatach,
wciąż zbawienia wyglądamy,
w możnych, wielkich tego świata.

Królu cierniem uwieńczony,
znieważony i oplwany,
cały się zamieniasz w Serce…
Króluj nam, bądź naszym Panem.

SEKSTA

„Ecce Homo”… Bóg prawdziwy
przyjął niską postać sługi,
a uznany za człowieka,
aż do śmierci jest posłuszny.

Złożył jasną szatę chwały
i bogactwo swego Ojca,
tak ubogi – ubogacił
nas miłością aż do końca.

Teraz stoi osądzony,
nie ma blasku ani wdzięku,
nie poznany... Bóg i Człowiek
spuścił oczy, trwa w milczeniu.

Królu cierniem uwieńczony,
znieważony i oplwany,
cały się zamieniasz w Serce…
Króluj nam, bądź naszym Panem.

NONA

„Ecce Homo – oto Człowiek”…
więzy obrał za swe godło
Syn Jedyny – już na zawsze
związał się z człowieczą dolą.

W ręku trzcina dla pośmiechu,
krucha niczym ludzka wola,
co w udręce próżnych zachceń
chce miłości, a nie kocha.

Bóg w wierności niedościgły…
płonie już ofiarna Żertwa;
„Oto król wasz!” – sercem włada,
przemieniony w postać Serca.

Królu cierniem uwieńczony,
znieważony i oplwany,
cały się zamieniasz w Serce…
Króluj nam, bądź naszym Panem.

NIESZPORY

„Oto Człowiek” – już przegrany…
miłość – złością pokonana;
lud wypiera się Jezusa,
głosi królem swym cezara.

On bezbronny jak baranek,
owca wobec ją strzygących…
sługa Boga, sługa ludzi,
mocarz serca… Król miłości.

Z woli ludzkiej udręczony,
słowem ucznia wydan skrycie;
w niepojętym majestacie
sam oddaje własne życie.

Królu cierniem uwieńczony,
znieważony i oplwany,
cały się zamieniasz w Serce…
Króluj nam, bądź naszym Panem.

KOMPLETA

„Ecce Homo” – oto Człowiek,
znieważony obraz Boga…
W Jego ranach nasze zdrowie
i człowieczy nowy obraz.

Brat cierpiących i wzgardzonych
już odciska w głębiach serca
własną Twarz jak świętą pieczęć,
piękną czyni twarz człowieka.

Choć przez ludzi osądzony,
zbiczowany i wyśmiany,
trwa w skupieniu… Miłujący,
staje się zbawieniem naszym.

Królu cierniem uwieńczony,
znieważony i oplwany,
cały się zamieniasz w Serce…
Króluj nam, bądź naszym Panem.

 

…przed obrazem ECCE HOMO
s. Agnieszka Koteja ZSAPU

Czy wolno kogoś kochać tak bezczelnie?
Tulić swe brudy do otwartych ran
to znów zwiewać jak zdrajca w rozmarzenia biedne
gapiąc się prosto w Zamazaną Twarz

O powtórz raz jeszcze te szalone słowa
wabiące czarem a groźne jak śmierć
Niech z krwią wytrwale tętni: Czy chcesz być podobna?
Bądź podobna do Mnie! O powtórz, proszę… CHCĘ.

20.05.2000

Msza św. w kościele ECCE HOMO
s. Agnieszka Koteja ZSAPU

Ani się spostrzegłam jak umarłeś (za mnie)
– Garście słów zawiłych i idźcie w pokoju…
Zapewne drżą z przejęcia
złote buzie aniołów
w jakimś starym kościele
Ale tutaj, czy tu się coś dzieje?
Wisisz nadal, jak przedtem
ze spętanym sercem
przy bielonej ścianie
i tylko… jakoś odejść trudno
gdy tak wisisz
(dla mnie)

27.05.2000

usiadł koło nowicjuszek i po dżentelmeńsku wyszedł
z ławki, gdy wracały po Komunii św.
s. Agnieszka Koteja ZSAPU

Kobiety w Czeczenii rodzą na śmierć,
nie na wiersze.
A pan spod furty na metr cuchnie moczem
nawet gdy z miejsca ustępuje grzecznie
białym siostrom
w kościele Ecce Homo.
Ecce Homo.
To Ty wyglądasz dziś adekwatnie
do rzeczywistości!
Ja drżę
poprawiając welon
bezmyślnie
umytymi dłońmi.

16.11.2003

Ecce Homo
s. Agnieszka Koteja ZSAPU

Mogę zawisnąć całym ciężarem
piękna i brzydoty.
Zagmatwane ścieżki
– jak sznury na Ecce Homo –
nie zaduszą
Drogi.
Mogę zatracić cały ciężar, odpocząć
w Tobie. Jesteś
pewny.

3.10.2003

przed obrazem „Ecce Homo”
s. Agnieszka Koteja ZSAPU

Ten płaszcz, który Ci narzuciłam
– sukno zawodu i kpiny – nie wytrzymuje żaru
bijącego z piersi. Pętla, którą zaciskałam
– jedna, druga, trzecia – wisi
luzem. Studnia, w którą Cię zepchnęłam
– nie patrzeć, nie patrzeć! nie ujrzeć! –
nie umie Cię wessać
w głąb
ziemi. Nasze
zmartwychwstanie.

30.09.2012

Przed Obrazem
s. Agnieszka Koteja ZSAPU

Oto moje Tatry – dziś
i najwyższy skalny szczyt:
Ecce Homo. Czerwień zachodu
(od naszej strony) i Tobą
przesłonięty
ostry świt. Ale dziś
nie mam siły już
tam iść. Raczej Ty
w dół bezsiły, proszę
zejdź.

18 czerwca 2017

Ecce Homo
s. Agnieszka Koteja ZSAPU

Cichy blask przenika
migdał szat.

Widzę. Boże otwarty w Jezusie
to Ty.

2 lipca

ROZWAŻANIA

Rozważanie I – Oto Człowiek

Oto człowiek
Siedem medytacji przed obrazem św. Brata Alberta Chmielowskiego ECCE HOMO.
Piotr Jordan Śliwiński OFM Cap. Kraków 2000

Pilaster
Piłat wyszedł ponownie na zewnątrz i przemówił do nich: Oto wyprowadzam Go do was na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w nim żadnej winy. Jezus więc wyszedł na zewnątrz, w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: Oto człowiek (J 19, 4-5). Jezus więc wyszedł na zewnątrz. Staje na tle rzymskiej budowli, ozdobiony insygniami, znakami swej męki, staje jako prawdziwy Człowiek. Właśnie w tym momencie ujmuje go wyobraźnia artystyczna Alberta Chmielowskiego. Chrystus - jego sylwetka doskonale harmonizuje z fragmentem architektury rzymskiej. Pilaster po prawej stronie obrazu jest jakby zrytmizowany z całą sylwetką Jezusa, jakby ją "odbija". Czoło Zbawiciela znajduje się na tej samej wysokości co kapitel pilastra. Belkowanie spoczywające na pilastrze zostaje tak przedstawione - jakby łączyło się z głową Zbawiciela. Zharmonizowanie z tłem architektonicznym podkreśla także układ sznurów na szyi Jezusa. Takie wertykalne zszczepienie sylwetki Chrystusa i elementu architektonicznego podkreśla, przedstawia językiem malarskim jedność Zbawiciela ze światem. Bóg tak umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie umarł, ale miał życie wieczne (J 3, 16). Chrystus wchodzi w życie człowieka, w nasze życie, często wkracza w nie "wyprowadzany na zewnątrz" do szydzącego tłumu namiętności, uprzedzeń, przesądów i ocen. Jest prawdziwie Człowiekiem, jest solidarny z każdym człowiekiem, z każdym swym najmniejszych bratem. Trudno się dziwić, że święty Albert Chmielowski potrafił odnaleźć Jezusa - prawdziwego Człowieka w ludziach odrzuconych, "wyprowadzonych na zewnątrz" społeczeństwa, wyprowadzonych do miejskiej, krakowskiej ogrzewalni.

Twarz
Twarz Chrystusa jest jedynym ukończonym elementem obrazu. Jej ważność w obrazie podkreśla otaczające ją światło, które wyodrębnia boskie Oblicze Chrystusa z tła, nadaje mu blask. Twarz Zbawiciela jest spokojna, choć naznaczona cierpieniem. Rany zadane przez ciernie i bicze krwawią. Oczy przymknięte, jakby chroniące przed wyszydzeniem to, co najważniejsze - wnętrze człowieka: miłość, dobroć. Nie zasłoniłem mej twarzy przez zniewagą i opluciem. Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem moją twarz jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. (Iz 50, 6n) Twarz Chrystusa jest namalowana jakby patrzono na nią "na wprost". Zaś prezentacja architektury na obrazie, jej linie wyznaczają punkt patrzenia poza prawą krawędzią obrazu. Ponieważ widać także dolną krawędź balustrady, za którą stoi Chrystus, punkt patrzenia znajduje się poniżej postaci Chrystusa. Jednak ten punkt patrzenia ("widz zewnętrzny": na prawo - poniżej), nie zostaje zachowany w rysunku twarzy. Jest ona namalowana z punktu widzenia "na wprost". Obraz ma dwa punkty patrzenia wyznaczone perspektywą w nim użytą. To podwójne ujęcie perspektywiczne oraz blask, który otacza głowę sprawia, że postać Zbawiciela jest oderwana, wyraża odrębność wobec świata, reprezentowanego przez fragment architektury. Albert Chmielowski podkreśla przy pomocy takiej kompozycji boskość Chrystusa. On istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie przyjąwszy postać sługi(Flp 2, 6-7). Na Jego wzór święty Albert stał się sługą i ogołocił samego siebie, służąc innym…

Korona
Korona ozdabia głowę władcy, jest znakiem dominacji, wywyższa ponad innych. Dla starożytnych była ona symbolem ognia, promieni słonecznych otaczających władcę. Rzymianie dekorowali głowy wieńcami np. laurowymi. Był to symbol zwycięstwa, potęgi, władzy. Korona z ciernia okala głowę Chrystusa. Jest straszliwym symbolem szyderstwa z jego władzy. "Witaj królu żydowski!". Szyderstwo to powtarza się w dziejach ludzkości, w historii każdego człowieka. Grzech w swej pierwotnej, archetypicznej treści jest detronizacją Boga, zakwestionowaniem jego wyjątkowego, jedynego, centralnego miejsca w życiu człowieka. Będziecie tak jak Bóg znali dobro i zło! (Rdz 3, 5). Korona z cierni. Rodzenie ciernia zamiast owocu jest skutkiem próby detronizacji Boga, budowania ołtarzy, świątyń innym bogom. Ciernie i osty wyrosną na ich ołtarzach. Wtedy powiedzą górom: "Przykryjcie nas! a wzgórzom: Padnijcie na nas!"(Oz 10, 8) Cierń trosk, bogactwa i przyjemności życia zagłusza rozwój ziarna słowa w sercu człowieka, tak że nie wydaje on często owocu (por. K 8, 14). Na obrazie gałązki cierni tak ściśle przylegają do głowy Zbawiciela, że niemal nie można odróżnić ich od włosów. Jakby wrastają w czoło, w głowę Chrystusa. Dla Alberta Chmielowskiego wizerunek Zbawiciela to obraz, zapis panowania w poniżeniu. święty Brat Albert gotów był na wzór swego Pana "zrastać się" z koroną cierniową odrzucenia, degradacji społecznej, niezrozumienia, jak i cierniami niewierności swoich braci. Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia. (Ap 2, 10)

Trzcina
Dziwny to Król. Korona z ciernia a do tego dzierży w swym ręku berło trzcinowe. Wzgarda, która nie omija Króla, dotyka i Królestwo. Wszak to ludzie są obywatelami Królestwa Niebieskiego, ludzie, którzy uwierzyli, ale dalej są słabi, chwiejni jak trzcina na wietrze (por. K 7,24). Trudno się na nich oprzeć, są jak nadłamana laska trzcinowa, która gdy kto się na niej oprze wchodzi w dłoń i przebija ją (Iz 36,6). I niewielką pociechą jest to, że jak powie filozof: Człowiek jest tylko trzciną najwątlejszą w przyrodzie, ale trzciną myślącą. (B. Pascal, Myśli, n. 264). Myśl człowieka, choć tak giętka i wspaniała, wymyśliła też krzyż dla swego Pana, krzyż, który dalej sterczy straszliwie na wszystkich Golgotach świata. Ale przecież Królestwo Niebieskie, Królestwo Chrystusa choć jest królestwem trzcin myślącychnie jest słabe. Nie jest słabe dlatego, że to On Pan i Zbawiciel ujął trzcinowy byt i los człowieka w swoje ręce. On, Król, trzciny zgniecionej nie złamie, ani knotka tlącego się nie dogasi (Mt 12, 20). Albert Chmielowski doświadczył kruchości i chwiejności swego bytowania. Utrata nogi w powstaniu styczniowym, ostra depresja w nowicjacie jezuickim, burza skrupułów i wątpliwości. święty Brat Albert odkrył, że jedynym lekarstwem na własną chwiejność i słabość jest wsunąć się jak trzcina w ręce cierpiącego Chrystusa.

Więzy
Z ramion Jezusa spływają sznury, które tworzą rodzaj więzów. Właściwie nie przywiązują Zbawiciela do niczego, nie widzimy też, aby krępowały go, jak to bywa zwykle ze skazańcami. Wydaje się jakby Albert Chmielowski chciał zwrócić przez ten element uwagę na inną głębszą rzeczywistość. Oplotły mnie więzy śmierci, dosięgły mnie pęta otchłani, popadłem w ucisk i udrękę (Ps 116, 3). Chrystus jest już praktycznie wydany na śmierć. Jeszcze wahanie Piłata, przełamane przez wrzask tłumu i już zapadnie wyrok. Zbawiciel wie, że to tylko stacja w drodze na Golgotę. świadomie przyjmuje "więzy śmierci". Więzy śmierci to więzy, które założył na siebie człowiek przez grzech. Mędrzec biblijny jasno widzi tę zależność: Gdy grzesznym nieprawość owładnie, trzymają go więzy występku. Umrze on z braku nauki, pobłądzi z ogromu głupoty (Syr 5, 21-23). Chrystus pozwala się spętać więzami grzechu i śmierci, aby uświęcić i uwolnić człowieka. Słuchajcie tego, co mówi: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami (...) przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim. (Dz 2, 22-24) Święty Albert pokazywał swoim życiem i biedakom z ogrzewalni, i salonom Krakowa jak korzystać z wyzwalającej mocy cierpienia, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Otrząśnij się z prochu, powstań o Branko Jerozolimska! Rozwiąż sobie więzy na szyi, pojmana Córo Syjonu! (Iz 52, 2-3)

Płaszcz
A żołnierze uplótłszy koronę z cierni włożyli Mu ją na głowę i okryli Go płaszczem purpurowym (J 19, 2). Płaszcz, coś najbliższego człowiekowi w sensie fizycznym. Biedacy okrywali się w nocy płaszczem, dlatego gdy był on zastawem pod pożyczkę Biblia zalecała go oddać przed zmrokiem. Oto Jezusowi odbierają także to, co najbliższe, co najbardziej Jego i co wyraża także Jego godność. Płaszcz z purpury - szyderstwo z godności, z odmienności. Albert Chmielowski doskonale przedstawił to upokorzenie Chrystusa. Płaszcz przykrywa nagość, ale odsłania równocześnie krwawe ślady biczowania. A przecież dotknięcie płaszcza Chrystusa, ów widzialny znak dotknięcia wiarą, sprowadził na kobietę cierpiącą na krwotok uzdrowienie (Mt 9, 40). Przed Chrystusem wjeżdżającym do Jerozolimy tłum na znak szacunku słał swe płaszcze jak kobierzec, aby król w splendorze wkroczył do swego miasta (Mt 24, 18). Teraz Chrystus stoi w płaszczu szyderstwa. To preludium do obnażenia na Golgocie, do rzucenia losu o Jego suknię (J 19, 23n). Jednak Zbawiciel nie jest zrozpaczony. Jest zjednoczony z Ojcem. Niech oni złorzeczą, ale Ty błogosław! Niech się zawstydzą powstający na mnie. Twój sługa niech się cieszy! Niech moi oskarżyciele odzieją się hańbą, niech się wstydem okryją jak płaszczem! (Ps 109, 28n) Święty Albert adorował upokorzonego Zbawiciela widząc w Nim zapowiedź przyszłej chwały i moc do pomocy innym upokorzonym. Błogosław duszo moja Pana! O Boże mój, Panie jesteś bardzo wielki! Odziany we wspaniałość i majestat, światłem okryty jak płaszczem. (...) Póki mego życia chcę śpiewać Panu i grać mojemu Bogu, póki mi życia starczy. Niech miła Mu będzie pieśń moja, będę się radował w Panu. (Ps 104, 33n)

Serce
W centrum obrazu znajduje się jaśniejsza plama - to podkreślony różowym kolorem tors Chrystusa, który wyłania się spod rozchylonego szkarłatnego płaszcza. Znaczenie tego fragmentu, a przez to całego obrazu odczytał świetnie arcybiskup Szeptycki, gdy po raz pierwszy zobaczył płótno: Niech ksiądz patrzy, wołał z uniesieniem (do towarzyszącego mu kapłana), niech ksiądz patrzy. To przecież nowy, genialny sposób przedstawienia Serca Pana Jezusa. Picasso czasem zniekształcał jakieś szczegóły w budowie anatomicznej człowieka, kiedy chciał wydobyć na wierzch niedostępny dla innych szczegół duszy. Brat Albert zdeformował trochę ramię Chrystusa, lecz co z tego wyniknęło? Niech ksiądz popatrzy. Czerwona chlamida opada z ramion tak, że zarysowuje się na ubiczowanej piersi Chrystusa olbrzymie serce. Cały Chrystus zamienia się w serce. To zbiczowane Boże Serce. (K. Michalski, Brat Albert , Poznań 1978, s. 25).
Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy strudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. (Mt 11, 29)

Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali? Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa? Wiedzcie, że Pan okazuje mi cudownie swą łaskę, Pan mnie wysłuchuje, ilekroć go wzywam. (Ps 4, 3)
O Tobie mówi moje serce: "Szukaj Jego oblicza!" Szukam, o Panie, Twojego oblicza; swego oblicza nie zakrywaj przede mną, nie odpędzaj z gniewem swojego sługi! Ty jesteś moją pomocą, więc mnie nie odrzucaj i nie opuszczaj mnie, Boże, moje Zbawienie. (Ps 27, 8n)
Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali? Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa? Wiedzcie, że Pan okazuje mi cudownie swą łaskę, Pan mnie wysłuchuje, ilekroć go wzywam. (Ps 4, 3)
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5, 8). Niech się nie trwoży serce wasze, ani się nie lęka (J 14, 27).
(...) wy teraz doznacie trochę smutku. Znowu jednak was zobaczę i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt nie zdoła wam odebrać. (J 16, 22)
Arcybiskup Szeptycki wyprosił sobie ten obraz Alberta Chmielowskiego. Zawisł w jego prywatnej kaplicy we Lwowie. Brat Albert pragnął jednak przede wszystkim, aby wszyscy ludzie wyryli obraz ubiczowanego Serca Bożego w swoich sercach.

Rozważanie II

 

KLĘCZĄC PRZED „ECCE HOMO”

  1. SZUKAM, O PANIE, TWOJEGO OBLICZA

Pieśń: Najpiękniejszy z ludzkich synów.
 lub: Boże, jesteś moim Bogiem, Ciebie z troską szukam.

Usłysz, Panie, głos mój – wołam: zmiłuj się nade mną i wysłuchaj mnie!
O Tobie mówi moje serce: „Szukaj Jego oblicza!”
Szukam, o Panie, Twojego oblicza; swego oblicza nie zakrywaj przede mną,
nie odpędzaj z gniewem swojego sługi”.  (Ps 27, 2-9)

Szukam, o Panie, Twojego Oblicza... Staję przed Tobą wraz z Bratem Albertem i pytam: jaki Ty jesteś, Boże? Jaki jesteś naprawdę? Ukryłeś swą Twarz za zasłoną bólu, zamknąłeś oczy... Jesteś straszliwie niepodobny do Tego, którym jesteś...

Szukam, o Panie, Twojego Oblicza... jak Adam Chmielowski, poszukujący Cię tyle lat, na tylu drogach, na tyle sposobów... Patrzę teraz na dzieło jego rąk, spotykam się z jego niepokojem, wchodzę na drogę jego poszukiwań. Oto obraz Boga, który Adam rozpoczął malować jeszcze wtedy, gdy jedyną pasją jego życia wydawała się być sztuka. Ale wewnątrz już nurtowało go pytanie: czy służąc sztuce, Bogu też służyć można? Pytanie o służbę, nieodłączne pytanie człowieka, który kocha.

Szukam, o Panie, Twojego Oblicza... bo pragnę Ci służyć. Adam tak gorąco pragnął Ci służyć, a tyle lat szukał Twego Oblicza... I nie mógł dokończyć malowania obrazu w jezuickim nowicjacie, gdyż Bóg w jego oczach był Bogiem żądającym doskonałej poprawności, Bogiem przekreślającym człowieka za złamanie drobnego postanowienia. Adam pragnął malować wizerunek Boga Miłości i miłosierdzia, ale w jego sercu tkwił jeszcze wizerunek Boga ludzkiej tylko sprawiedliwości.

Jakże wielki jesteś, Adamie-Albercie, w swojej pokornej uczciwości wobec siebie... nigdy nie dokończyłeś swego obrazu Boga, nigdy nie udawałeś, że już osiągnąłeś kres drogi, nigdy nie przestałeś szukać Bożego Oblicza!

Szukam, o Panie, Twojego Oblicza... i pytam: jaki Ty jesteś naprawdę, mój Boże?

dłuższa chwila ciszy

  1. JESTEŚ JEDNAK STRASZLIWIE NIEPODOBNY DO TEGO, KTÓRYM JESTEŚ

Pieśń: Najpiękniejszy z ludzkich synów.

Jesteś jednak straszliwie niepodobny do Tego, którym jesteś... Któż rozpozna w Tobie Boga?

On wyrósł przed nami jak młode drzewo
i jakby korzeń z wyschniętej ziemi.
Nie miał On wdzięku ani też blasku,
aby na niego patrzeć,
ani wyglądu, by się nam podobał.
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy go za nic. (Iz 53, 2-3)

Straszliwie niepodobny do Boga...
Straszliwie podobny do człowieka.
Oto człowiek. Ecce homo.

Brat Albert malował Cię wiele lat, Chrystusie Cierpiący „Ecce Homo”. Szukał Bożego Oblicza i nie przestawał zdumiewać się patrząc na Boga odepchniętego przez ludzi, Boga bez wdzięku i blasku. Boga bez sukcesu, Boga któremu się nie udało, który przegrał, który stracił przyjaciół, który wołał o pomoc w poczuciu opuszczenia, który błagał o łyk wody, który się pocił, który się trząsł ze strachu i smucił aż do śmierci. Ecce homo. Bóg, który stał się człowiekiem naprawdę.

Jesteś jednak straszliwie niepodobny do Tego,
którym jesteś...
Przy tym, pozostałeś piękny.
Najpiękniejszy z synów ludzkich.
Takie piękno nie powtórzyło się nigdy później –
O, jakież trudne piękno, jak trudne....
(Karol Wojtyła, Brat naszego Boga)

Te słowa Karol Wojtyła wkłada w usta Adama, prowadząc go do przełomowego odkrycia:

Takie piękno nazywa się Miłosierdzie.

Jakże straszliwie niepodobny... Czyż obrazem miłosierdzia nie jest raczej ktoś mocny, kto się pochyla nad słabszym od siebie? Ecce homo... Tutaj Bóg nie rzuca podarków słabszemu. Tutaj Bóg staje się cały człowieczą słabością.
Dla mnie.

Dla mnie: Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak iż mieliśmy go za nic.
Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści. (Iz 53, 3-4)

Dla mnie: On istniejąc w postaci Bożej
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka,
uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym
aż do śmierci
i to śmierci krzyżowej…   (Flp 2, 6-8)

Dla mnie.

Zdumienie Brata Alberta przeradza się w niekończącą się wdzięczność, przepełniającą serce pragnieniem „wywdzięczenia”.  Modli się żarliwie:

Chciałbym i proszę Miłosierdzia Cierpiącego za moje grzechy, abym dla wywdzięczenia się Panu mógł także cierpieć wszystko, co by Jego Łasce dać mi się podobało.
Daj. Daj. Tak mi Panie Jezu dopomóż.
Pomnóż siłę do kochania tylko Ciebie
i wszystkich ludzi dla Ciebie.
Daj, żebym był do Ciebie podobny.     (św. Brat Albert, Pisma)

Patrzę na Ciebie, Chrystusie Cierpiący Ecce Homo:
Ty, który jesteś człowiekiem w całej pełni ludzkiej słabości…
Ty, który przyjąłeś postać sługi…
Ty, który po ludzku przegrałeś, odrzucony przez swoich…
Ty, który… pozostałeś piękny,
bo nikt ani nic nie mogło Cię odwieść od miłości.
I pozostałeś najpiękniejszym z ludzkich synów,
bo najpiękniejszy w miłosiernej miłości...
Daj mi pojąć sercem logikę Ewangelii!
Pomnóż siłę do kochania tylko Ciebie
i wszystkich ludzi dla Ciebie.
Daj, żebym był do Ciebie podobny…

 dłuższa chwila ciszy

  1. TAKIE PIĘKNO NAZYWA SIĘ MIŁOSIERDZIE

Pieśń: Królu w koronie z ciernia.

Jesteś jednak straszliwie niepodobny do Tego,
którym jesteś...
Natrudziłeś się w każdym z nich.
Zmęczyłeś się śmiertelnie.
Wyniszczyli Cię –
To się nazywa Miłosierdzie.
                   (Karol Wojtyła, Brat naszego Boga)

 Klęczę przed Tobą, Chrystusie Cierpiący Ecce Homo, wraz z Bratem Albertem, który w sztuce Karola Wojtyły sprawdza dokładność swego malarskiego widzenia w legowisku nędzarzy. Nie ma już czasu na artystyczne wykończenie swej pracy. Obszedł się z nią „po rzemieślniczemu”, „jak partacz ostatni”, bo „trudno mu dziś i wprost niepodobna zmuszać się do malowania, gdy Bóg co innego od niego się domaga”. Nie ma czasu na malowanie, bo ma tylko jedną duszę. Tę duszę wydał w służbie miłosierdzia. Dał się kształtować miłości i rozpoznał, czego Bóg się od niego domaga.

Jakże jesteś piękny, św. Bracie Albercie, w swych radykalnych wyborach. Jakże jesteś piękny w podobieństwie do Tego, który natrudził się także w tobie. Nie trudził się daremnie!

Takie piękno nazywa się Miłosierdzie.

„Chrystus spotykany w kontemplacji jest tym samym, który żyje i cierpi w ubogich”, uczy Ojciec Święty Jan Paweł II (por. VC 82). „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem?” – pyta Chrystus na progu Męki. „Wy mnie nazywacie Nauczycielem i Panem, i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13, 12-15).

Takie piękno nazywa się Miłosierdzie.

Jakże trudne piękno. Jak trudne.

Królestwo moje nie jest z tego świata.
Gdyby Królestwo moje było z tego świata,
słudzy moi biliby się,
abym nie został wydany Żydom.
Teraz zaś Królestwo moje
nie jest stąd.  (J 18, 36)

 

Królestwo Miłosierdzia nie jest z tego świata. To nie resztka ze stołu rzucona szczeniętom. To nie gest bogacza znudzonego dostatkiem. To nie przelotna tkliwość serca, słodka łza rozczulenia...

Miłosierdzie nie jest z tego świata.

Piłat zatem powiedział do Niego:
„A więc jesteś królem?”

Odpowiedział Jezus:
„Tak, jestem królem”.
Wówczas Piłat wziął Jezusa
i kazał Go ubiczować.
A żołnierze uplótłszy koronę z cierni,
włożyli Mu ją na głowę
i okryli Go płaszczem purpurowym. (J 18, 37. 19, 1-2) 

Klęczę przed Tobą, Królu Niebios cierniem ukoronowany, w purpurę odziany, znieważony, oplwany... Przy tym pozostałeś piękny, najpiękniejszy z ludzkich synów. Takie piękno nazywa się Miłosierdzie.

Czerwona chlamida opada z ramion
tak, że zarysowuje na ubiczowanej piersi Chrystusa
olbrzymie serce.
Cały Chrystus zmienia się w serce.
To zbiczowane Boże Serce.   (abp A. Szeptycki)

Miłosierdzie – to Ty.
To Ty – Ecce Homo.
Natrudziłeś się we mnie.
Teraz pozwól mi pójść za Tobą.

Chrystus spotkany w kontemplacji
jest tym samym, który żyje i cierpi w ubogich.
Ucz jak służyć – w braciach.
Przyjdź królestwo Twoje.

dłuższa chwila ciszy

Pieśń: Królu Niebios, Królu cierniem ukoronowany, ubiczowany, w purpurę odziany. Królu Niebios,
znieważony i oplwany. Bądź Królem i Panem naszym, bądź Królem i Panem naszym, bądź Królem i Panem naszym, tu i na wieki. Amen.